List do rodziny (2)

Błagam o pomoc i ratunek. W polskich prokuraturach i sądach nie ma sprawiedliwości, obiektywności i rzetelności. Bardzo, bardzo rzadko zdarza się, że ktoś zostaje uniewinniony. Zawsze działa to w ten sposób, że “złapany delikwent” musi zostać za coś skazany. W Polsce bardzo chętnie aresztuje się ludzi i równie łatwo stawia się im zarzuty - im gorsze (im poważniejsze), tym lepiej. Zarzuty stawia się na samym początku śledztwa, ale w znacznej większości przypadków są one także aktem oskarżenia i wyrokiem. Nie spotkałem się nigdy, żeby postawione podczas śledztwa zarzuty zostały oddalone przez prokuratora. Spotykałem się natomiast, że zarzuty były podwyższane. Podczas śledztwa postawione wcześniej zarzuty powinny zostać zweryfikowane, ale w Polsce robi się odwrotnie: bez względu na prawdę, robi się wszystko, żeby tylko potwierdzić niekoniecznie prawdziwe zarzuty. Wyolbrzymia się wszelkie negatywne poszlaki, a to co świadczy na korzyść oskarżonego, przemilcza się - choć zgodnie z prawem powinno być odwrotnie. Nawet w tym, co pozytywne szuka się na siłę czegoś negatywnego. Gdy sprawa trafia do sądu, sędzia w ogóle nie zastanawia się, czy oskarżony jest winny, czy nie… Jedynym dylematem sędziego jest, czy dać taki wyrok, o jaki wnioskuje prokurator, czy trochę mniejszy, czy trochę większy. Szczęściem dla oskarżonego może być rzadki fakt, gdy sędzia jest w personalnym konflikcie z prokuratorem - wtedy jest szansa sprawiedliwy wyrok. Najczęściej jednak prokurator i sędzia ustalają między sobą, jaki dać wyrok, - widać to wręcz na korytarzu przed rozprawą. Sędzia po prostu, trzyma sztamę z prokuratorem. Polscy sędziowie w ogóle nie mają kręgosłupa moralnego. Działa to u nas jak w latach 1950 i w ZSRR. Sędzia może odrzucić dziesięciu świadków, którzy stanowczo stwierdzają, że ja czegoś nie zrobiłem, a skazać mnie na sprzecznych zeznaniach świadka, który kłamliwie obcięta(?) mnie. Gdy zapada wyrok, nie można liczyć na sprawiedliwość w instytucjach odwoławczych. W Polsce panuje nieprawdopodobna solidarność prokuratorów i sędziów oraz jakże krzywdzące poplecznictwo. Nawet jeśli w aktach są ewidentne dowody niewinności i stronniczości sędziów, nikt tego nie chce ruszyć, żeby nie robić kłopotów sędziemu, który wydał niesprawiedliwy wyrok. Polski wymiar sprawiedliwości musi być za wszelką cenę “sprawiedliwy”, więc zapadłych wyroków nie podważa się, żeby nie wyszło na jaw, że jednak wymiar sprawiedliwości nie jest sprawiedliwy zarabiają pieniądze - Unia Europejska finansuje np różne projekty w Służbie Więziennej, a ja wiem, że polska służba więzienna oszukuje UE, że nie wypełnia projektów, na które dostała finansowanie. Nikt tu nie liczy się z krzywdą człowieka, nikt nie chce mnie słuchać, nikt nie chce mi pomóc. Raz, że jestem już z automatu traktowany jak śmieć, dwa, że jestem uporczywy, śmieciem - bo jeszcze walczę i mówię głośno, że jestem niewinny, a im się to nie podoba. Osadzony w więzieniu ma siedzieć cicho ze spuszczoną głową i podkulonym ogonem. Najlepiej, żeby niczego nie rozumiał, o nic nie pytał i niczego nie żądał (nie domagał się). W polski więzieniu taką postawę traktuje się jako wadę charakteru - “jest pretensjonalny”, jeśli ma wymagania i chce tego, co mu się należy. Warunki więzienne w Polsce niewiele różnią się od tych w Rosji. Są drakońskie restrykcje, ograniczenia, nie ma pomocy prawnej, nie ma mowy o resocjalizacji - jest wręcz przeciwnie: człowiek tu albo się załamuje i wpada w depresję, albo staje się jeszcze bardziej agresywny. Jedzenie i opieka medyczna - straszne. Ze strony strażników spotyka się z chamstwem, nieuprzejmością, brakiem pomocy. Potrzeby osadzonego nikogo nie obchodzą. Odnoszę często wrażenie, że tym strażnikom pracowałoby się lepiej, gdyby więźniów w ogóle nie było - że my im przeszkadzamy.

Można powiedzieć, że stałem się ofiarą sporu rodzinnego o mieszkanie, toczonego między moją byłą żoną, a jej rodzicami. W 2009 moja żona i jej siostra dostają mieszkanie “na dorosłe” życie. W 2012 ja z moją przyszłą żoną wprowadzamy się do tego mieszkania. W 2013 rodzi się nasza córeczka, bierzemy ślub i pod koniec tego roku postanawiamy przeprowadzić się i sprzedać te mieszkanie. I właśnie od tego momentu zaczyna się wojna między moją żoną, a jej ojcem o te mieszkanie, gdyż jej rodzic nie zgadza się na sprzedaż. Mój ówczesny teść robi wszystko, żeby rozbić moje małżeństwo i nie dopuścić do sprzedaży mieszkania, które podarował córkom. Wymyśla m.in. przemoc domową, lecz jego córka, a moja żona stanowczo to krytykuje i odrzuca zarówno w nagranych spotkaniach z rodzicami, jak i w pismach, które które są w aktach. W 2015 okazuje się, że teść mój chciał ulokować pieniądze w nieruchomości i nie płacić podatku od takiej darowizny (nagranie wideo). W 2016 sąd pierwszej instancji zezwala na sprzedaż mieszkania mojej żonie i zobowiązuje ją do oddania połowy uzyskanej kwoty swojej siostrze (mieszkanie współwłasnościowe). Teść odwołał się od tego wyroku i sprawa trafiła do sądu drugiej instancji i na dwa tygodnie przed pierwszą rozprawą dochodzi do wypadku mojej żony…

Otóż 2 czerwca 2016 żona wraca do domu w nocy. Dzień wcześniej, jak deklarowała, miała iść na “babski wieczór” do swojej koleżanki, choć wg mnie była ona u swojego ojca, który po któryś raz z rzędu namawiał i zmuszał ją do wycofania sprzedaży mieszkania. Zachowywała się ona bowiem podobnie jak wtedy, kiedy po raz pierwszy poszła rozmawiać nt. sprzedaży mieszkania, czyli zdenerwowana i małomówna. Żona zrobiła bałagan w dużym pokoju, początkowo spokojnie czegoś szukała (podejrzewam, że jakichś dokumentów). Nie chciała ze mną rozmawiać, od powrotu do domu nie spała, ja wstałem ok godz 8 rano, zacząłem oglądać bajki z córeczką. Żona ciągle chodziła po mieszkaniu, początkowo myślałem, że sprząta po sobie, wchodziła też parę razy na balkon. Domyśliłem się już, że była u swojego ojca, nie chciałem jej zmuszać do niczego, postanowiłem przeczekać, aż ona ochłonie i sama zechce opowiedzieć co i jak. Niestety, zdarzył się wypadek, a ja aresztowany i wsadzony za kratki, gdzie przebywam do dzisiejszego.

Art. 148 z 13 (?) - usiłowanie zabójstwa

2 czerwca 2016 moja żona wypadła z balkonu, z pierwszego piętra, nie na szczęście jej się nie stało. Według mnie próbowała ściągnąć plandekę reklamową “Sprzedam mieszkanie” z balkonu, która była zawieszona na metalowych linkach tuż pod sufitem. Po prostu chciała zrezygnować ze sprzedaży mieszkania pod naciskiem ojca do czego przyznała się w sądzie, że już parę miesięcy przed wypadkiem myślała o tym. Najważniejsze jest to, że

  1. Zeznała, że ja nie próbowałem jej zabić, że nie wypchnąłem jej z balkonu

  2. Analiza DNA: negatywna, ani ja jej nie dotykałem tego dnia, ani ona mnie

  3. Oględziny mieszkania dokonane przez prokurator: “W mieszkaniu brak śladów krwi i bijatyki. Balkon jest miejscem trudno dostępnym, z ledwością mieści się jedna osoba” (cytat)

  4. Nikt nie słyszał krzyków, awantur, wzywania pomocy, szamotaniny, itd. Żona po prostu nagle, niespodziewanie spadła. MIała też przy sobie telefon, ale nie dzwoniła nigdzie po pomoc, której rzekomo potrzebowała.

  5. Eksperyment procesowy potwierdza, że wypchnięcie jakiego chciała prokurator, nie jest możliwe fizycznie. Pozorantka stoi na balkonie oparta plecami o barierkę balkonu. Przed nią pozorant, który jednym ruchem swoich rąk uderza pozorantkę w barki. Wys. 98cm Pozorantka wygina się do tyłu i opiera się łokciami o parapet (szer. ok 35cm) bariery balkonu (lodzia, balkon wbudowany w bryłę budynku). Nawet, gdyby tak było, to byłoby tam tak ciasno, że stykałbym się z żoną, i nawet, gdyby unisłaby się w powietrze po moim rzekomym uderzeniu w jej barki, zachaczyłaby o mnie swoim ciałem. Ale zgodnie z tym, co sama stwierdziła prokurator, tam z ledwością mieściła się jedna osoba - więc oględziny prokurator przeczą postawionemu mi zarzutowi usiłowania zabójstwa. Poza tym, przed eksperymentem procesowym, balkon został uprzątnięty przez policję, a kamerzysta wielokrotnie zmienia perspektywę nagrania, przez co nie wiadomo, co mogli, a czego nie mogli widzieć brukarze - tzn. specjalnie było tak to nagrywane, bo z rzeczywistej perspektywy brukarzy, którzy stali tuż przy fasadzie bloku, nic nie było widać, co dzieje się na naszym balkonie. Żeby było widać nasz balkon, kamerzysta musiał odejść od budynku i stanąć prawie na jego przeciw… Dodam, że podczas oglądania eksperymentu procesowego na rozprawie, sędziowie śmiali się - tak to było spartaczone i ewidentnie pokazywało, że takie wypchnięcie nie jest możliwe. Na eksperyment procesowy nie zostałem doprowadzony, mój obrońca też na nim nie był.

  6. Żona nie miała żadnych śladów na plecach, a powinna je mieć, jeśli to w okolicach lędźwiowych miała występować największa siła podczas “jej przetaczania się” przez barierę balkonu (wys. 98cm). Powinien znajdować się powyżej nerek długi ślad po kanciastym parapecie bariery balkonu,

  7. Balkon był zagracony, lecz wszystko było poukładane. Nic nie zostało naruszone, nic się nie przewróciło, po prostu nie było tam śladów przepychanki, szamotaniny - a przecież, jeśli próbowałem ją wypchnąć, to musiałoby dojść do szamotaniny, w wyniku czego rzeczy na balkonie poprzewracały by się. Nikt też nie słyszał żadnych odgłosów.


Ad. 1) Żona zeznała, że nie została przeze mnie wypchnięta. Sędzia odrzuciła tą akurat część jej zeznania i uznała to jako niewiarygodne. (jeśli żona mnie obciążała, to była wiarygodna, jeśli zaś zeznawała na moją korzyść - to była niewiarygodna) Użyła w tym celu argumentu “Tak bardzo go kochała, że wyparła z pamięci fakt wypchnięcia (cytat) Ale po pierwsze, żona nie zeznała, że nie pamiętała całej sytuacji. A po drugie, psychologia, o ile się nie mylę, nie zna takiego zjawiska, że można pod wpływem miłości stracić pamięć. Żona nie była pod wpływem alkoholu i narkotyków.


Do 2016, tj. do wypadku mojej żony, moja żona odpierała ataki naszego ojca, zaprzeczając rzekomej przemocy domowej - uczyniła to na spotkaniach ze swoimi rodzicami (nagrania wideo) oraz w różnych pismach. Jednak po moim aresztowaniu, pod wpływem ojca, obciążyła mnie takim zeznaniem. Żona moja czuła się przy mnie bezpiecznie jednak, gdy mnie zabrakło poczuła się samotna i postanowiła wrócić do swoich rodziców.

  1. Jej zeznania są bardzo ogólne i wielokrotnie sprzeczne

  2. Nic nie potwierdza jej nieprawdziwych zeznań

  3. Nie ma ani jednego świadka rzekomej przemocy

  4. Policja nigdy nie stwierdziła przemocy domowej (notatki)

  5. Żona nigdy nikomu nie skarżyła się na mnie

  6. Miała częsty kontakt ze swoimi przyjaciółkami, moją i swoją rodziną

  7. Jej ojciec przyznał, że jego córka, a moja była żona, przeczytała “szpolewk”(?) książek o przemocy domowej, żeby wiedziała, co to jest i jak zeznawać

  8. żona chodziła przed rozprawą z napisanymi przez jej ojca zeznaniami i uczyła si na pamięć

W ignorowanych przez sąd nagraniach wideo ze spotkań mojej żony ze swoimi rodzicami są dowody na to, że żadnej przemocy z mojej strony nie było. Nagrania dowodzą, że przemoc stosował jej ojciec. Nagrania te demaskują kłamstwa mojej żony i jej rodziców - dlatego pewnie zostały zignorowane przez sąd.

Ojciec mojej żony składał doniesienia na moją żonę o nękanie (go)


Art. 202 pornografia dziecięca

  1. Biegła seksuolog w 2017 przejrzała dysk twardy, który należał do mnie i mojej żony. Biegła nie znalazła na nim żadnych materiałów z pornografią dziecięcą. Biegła stwierdziła, że pod tym względem jestem zupełnie normalny. Jej opinia została jednak przemilczana.

  2. Zostałem skazany na podstawie opinii biegłego informatyka, który odzyskał takie zdjęcia specjalnym programem R-STUDIO. Zdjęcia zostały odzyskane z rzw. przestrzeni wolnej nieprzydzielonej. Zdjęcia zakazane znajdować miały się w takiej przestrzeni dysku, którą można nazwać głębokim koszem - jest to przestrzeń, do której trafiają pliki z opróżnionego kosza, lub po formatowaniu dysku.

  3. Biegły informatyk był bardzo stronniczy. Odmawiał udzielenia mi odpowiedzi , gdyż mogły mi one posłużyć do mojej obrony (sic!)

Dysk ten był manipulowany przez 4 miesiące po moim aresztowaniu przez moją żonę, czyli oskarżyciela posiłkowego - żona przyznała się